niedziela, 3 sierpnia 2014

cisza podziałała na mnie przygnębiająco

Założyłam tego bloga dawno temu, jeśli mnie pamięć nie myli to na początku liceum, z myślą o pisaniu recenzji książek, jednak to chyba nie moja bajka. Brakuje mi umiejętności, systematyczności i przekonania, że to co piszę ma jakikolwiek sens. Nie będę się okłamywać - moje recenzje były okropne, dlatego też z całego serca dziękuję tym kilku osobom, które je przeczytały, a do tego pozostawiły ślad swojej obecności. Prawda jest taka, że garstka komentarzy przez dłuższy czas powstrzymywało mnie przed uczynieniem tego, co powinnam zrobić już dawno, czyli usunięciem moich nieudolnych recenzji i rozpoczęciem czegoś nowego.

W mojej głowie kłębią się setki, tysiące, miliony myśli, które szukają jakiegoś ujścia. Czasami są całkowicie oderwane od rzeczywistości, jak urywki snów, które usiłuję kontynuować tuż po przebudzeniu, czasami to wspomnienia z dzieciństwa, które wracają po oglądnięciu starych zdjęć, ale najczęściej są to przemyślenia, które pojawiają się po przeczytaniu książek czy oglądnięciu filmów. Dlatego też wiem, że muszę pisać, jeśli nie chcę ich zgubić. A nie chcę. Czuję, że to będzie pisanie bez większego ładu i składu, że kolejne akapity będą oddzielać od siebie lata świetlne, ale jednak nie potrafię powstrzymać się od pisania.

Po północy świat za moim oknem zamiera. Auta jeżdżą z coraz mniejszą częstotliwością, aż w końcu przestaję w ogóle je słyszeć. Czasami tylko zabłąka się jakiś nocny podróżnik. W ogrodzie nie śpiewają ptaki, ludzie nie rozmawiają, nie rozbrzmiewają radosne krzyki dzieci. Jeśli nie ma wiatru, wówczas liście na drzewach zamierają w bezruchu i w końcu słychać ciszę. Tak było wczoraj. Ciemność, cisza, gwiazdy na niebie, Księżyc mający barwę złota i ja. Kocham ten moment, który trwa i trwa, dlatego ostatnio coraz później kładę się spać. Wtedy mogę spokojnie myśleć, wyrzucać sobie własną głupotę i marzyć o tym, co by było, gdybym studiowała astronomię. To nic, że rano wszystkie te nocne myśli wydają się być szaleństwem. W nich jest coś szczególnego. Nie wiem, może dopiero nocą, w kompletnej ciszy jesteśmy naprawdę sobą? Chociaż coraz bardziej zastanawiam się, czym tak naprawdę jest bycie sobą. Może Gombrowicz i zlekceważone przeze mnie (przez formę, a nie przesłanie) Ferdydurke mieli rację? Smutną rację, bo bycie odbiciem ludzkich oczekiwań jest przerażające.

Skoro więc czuję potrzebę pisania, ale nie potrafię stworzyć typowej recenzji to wyjście jest tylko jedno. Postaram się połączyć swoje dziwaczne przemyślenia z aktualnie czytanymi książkami i oglądanymi filmami i zobaczę, co z tego wyjdzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz